25 sierpnia 2015



Cóż by tu napisać o tym bestsellerze i hicie kinowym. Czy to hit? Dla mnie bardziej kit :) Podobnie jak wiele hucznych powieści trylogię Greya przeczytałam z ciekawości - czym ludzie się tak podniecają. Skusiła mnie wrzawa wokół książki, ale też nieprędko. Myślę, że minął co najmniej rok jak nie dwa nim się złamałam, kiedy dostałam dwie pierwsze części w prezencie. Do filmu również nie zabierałam się długo. Obejrzałam go dopiero na początku sierpnia i to w trzech podejściach. 

Czytając książkę wyobrażałam sobie postaci. Widziałam już twarze aktorów wcielających się w główne role - Christiana i Anastazji. Kiedy zobaczyłam twarze aktorów, którzy faktycznie wcielili się w ich role bardzo mnie rozczarowali. "Moi" Christian i Ana nie mieli szansy zagrać w tym filmie bo już nie nadają się :) Ja widziałam w roli Greya młodego Ryana Phillipe'a, a w roli Any Alexis Bledel, którą również typowało mnóstwo fanów Greya. No taaak bardzo mi pasowali czytając książkę. Ryan i jego loczki. Niestety już za stary jest na granie Greya :) Podobnie Alexis, choć ona ma buzie wiecznej nastolatki! 

Dakota Johnson, Jamie Dornan? Ten drugi jeszcze ujdzie ale dziwnie mi się oglądało go na ekranie bo przypominał mi kogoś znajomego :p Dakota dla mnie wypadła tragicznie w roli Any. Między nimi nie czułam też żadnej chemii. Jakiś czas później przypadkiem przeczytałam, że ta para aktorów w prawdziwym życiu się nienawidzi. Może to dlatego tak źle prezentowali się dla mnie na ekranie. Aż współczuje im kolejnych dwóch części bo jednak muszą ze sobą być baaaardzo blisko w pracy nad filmem. 

Nie mam nawet chęci przedłużać tego wpisu i odnosić się do kolejnych kwestii. Film był słabiutki, nudny, nie trzymał w napięciu, nie było chemii między aktorami. Oczy się zamykały. Nie wciągał. Książka, a raczej ten wątek miłosny wciągnął mnie. Byłam ciekawa jak zakończy się znajomość Any z Greyem - czy go zresocjalizuje? Tę bitwę wygrała kolejny raz książka :) 

A tą długą ciszę usprawiedliwiam dłuższym pobytem w szpitalu, z którego do domu wróciłam z prawie czterokilogramowym szczęściem :)

05 sierpnia 2015

Kolejne kilka opakowań zużytych kosmetyków. Jeszcze chyba się nie powtarzają za bardzo. Ale już niedługo na pewno! Coraz lepiej idzie mi opróżnianie półek. Cieszę się bardzo, zawsze z ogromnym bólem i wyrzutami sumienia pozbywałam się niezużytych, przeterminowanych kosmetyków. Wierzę, że ten problem już za mną! Dzisiejszy happy end, znowu dość szybko uzbierałam "materiał" do analizy:





1. Intimea - łagodzący żel do higieny intymnej 
Fajny i niedrogi żel, dostępny w Biedronce. Mnie niespecjalnie podoba się jego zapach. Zawiera kwas mlekowy i ekstrat z białej herbaty. W składzie jednak widnieje SLS na drugim miejscu, niedawno dowiedziałam się, ze sprzyja to różnym infekcjom, dlatego raczej nie będę już kupowała tego żelu.

2. Isana - dezodorant w kulce Clear&fresh 
Niedawno Ł. wypróbował męskie kulki tej firmy, sama od dłuższego czasu kupowałam kulki Ziaja. Ł. był zadowolony z nich więc i ja wypróbowałam. Jestem bardzo zadowolona, zapach tej fioletowej jest bardzo delikatny, nie podrażnia mnie i na dodatek cena tej kulki jest śmiesznie niska. Na pewno wrócę do tego produktu.

3. Nivea Visage pure&natural Mleczko oczyszczające
Do zakupu zachęciła mnie etykietka - 95% składników pochodzenia naturalnego. Kupiłam go już dawno, nie używałam go za bardzo, ten cykl popchnął mnie do tego by w końcu wykończyć to opakowanie. Co mogę napisać? To bardzo fajne mleczko, ładnie pachnie, dobrze usuwa z twarzy makijaż. Ja takich produktów jednak nie lubię. Muszę je koniecznie szybko zmyć z twarzy, nie kupię go już na pewno.

4. Fruity shower gel - Lime
Kupiłam już jakiś czas temu zestaw czterech mini żelików dla siebie i w prezencie dla kogoś. Służyły mi głównie na wyjazdach - mają po 50ml - tyle wystarczy spokojnie nawet na tygodniowy wyjazd dla dwóch osób. Zestaw składał się z owocowych zapachów dlatego wiedziałam, że przypadnie nam do gustu. Nie zawiodłam się. Limonkowy jest naprawdę bardzo orzeźwiający.

5. Scholl - Ekspresowy system usuwania twardej i zrogowaciałej skóry
Ten preparat kupiłam w aptece internetowej z myślą o piętach Ł. Sama nie mam zbyt dużej potrzeby by szczególnie dbać o pięty, jakoś wolą być pozostawione same sobie i wtedy są najpiękniejsze :) Jednak użyłam kilkakrotnie tego preparatu bo okazało się, że Ł. boi się go stosować ze względu na wiele ostrzeżeń o niebezpieczeństwie na opakowaniu. Jak działa? Na bawełniany wacik nalewamy rozwtwó i przykładamy do zrogowaciałych miejsc na stopach na max 6 min. Po tym czasie zdejmujemy wacik i szpatułką usuwamy zmiękczony naskórek. Po każdym kontakcie z roztworem należy umyć ręce, zdrową skórę. Na mnie działał bardzo dobrze, Ł. użył go raz czy dwa i nie miał szalonych efektów. 

6. Ziaja. Liście zielonej oliwki - skoncentrowany krem oliwkowy foto-ochronny
te próbki pojawiły się już w poprzednim poście. To bardzo fajny i nietłusty krem, super na lato.

7. Miss Sporty. Nail expert manicure od damaged nails. Cement nail booster. 
Podobnie jak pięty moje paznokcie nie wymagają jakiejś szczególnej pielęgnacji. Czasem jednak wpadam na taki pomysł, że chyba warto by użyć jakąś odżywkę. Zwykle to zły pomysł bo po użyciu odżywki paznokcie zaczynają być w gorszym stanie. Po tej również - zaczęły mi się rozdwajać. Jestem wybrykiem natury!

8. Avon. Mineralny podkład w płynie. Creamy natural
Ten podkład był za długo w mojej kosmetyczce. Zdecydowanie za długo to delikatnie powiedziane. Jak właśnie przeczytałam na opakowaniu wyprodukowano go w 2011r i należało go zużyć w ciągu dwóch lat od otwarcia opakowania. Jednak tak uwielbiałam go, nadal go uwielbiam, że to sobie ignorowałam i ciągle używałam. Zdecydowałam się go wyrzucić dopiero niedawno kiedy odkryłam inny superaśny produkt, mimo że kolejne sto lat jeszcze mogłabym używać tego (w opakowaniu nie ma prawie nic ale jeszcze daje się co nieco wyciągnąć:P). Jest bardzo wydajny, mnie wystarczała dosłownie kropelka by sprawić cuda. Niestety nie ma go już w ofercie. Kupiłabym kolejne opakowanie bez wahania. 


03 sierpnia 2015

"Harry Potter był chłopcem niezwykłym. Wystarczy powiedzieć, że ze wszystkich pór roku najbardziej nienawidził letnich wakacji, a można też dodać, że naprawdę chciał odrobić wszystkie prace domowe zadane na lato, ale musiał się tym zajmować w tajemnicy, kiedy wszyscy już spali. No i  był  czarodziejem."

01 sierpnia 2015

Całkowicie na świeżo zanotowałam sobie mnóstwo uwag odnośnie czwartej części przygód młodego czarodzieja z Wielkiej Brytanii - Harry'ego Pottera. Oczywiście kolejny raz zaskoczył mnie Ł. bo pamiętał niemal dokładnie fabułę, ja po lekturze książki mam z tym problemy ;) OK, dziś na blacie Harry Potter i Czara Ognia. Książka dla mnie bomba, pamiętam jeszcze z jakimi wypiekami na twarzy czytałam ją... w gimnazjum :) Bohaterowie byli w podobnym wieku, przeżywali swoje pierwsze miłosne ekscesy. Dziś czytam to wszystko z kpiącym uśmieszkiem, bo tych ekscesów to tam w zasadzie nie ma, ale na tamte czasy to był hit dla mnie. 



Co myślę filmie? 

Wprowadzono dużo zmian w fabule - nieco uproszczono wątki by były bardziej zrozumiałe. Właściwie już na początku poznajemy odpowiedz na kilka zagadek, których w książce nie zdradzono przed końcem. Pewne rzeczy uwypuklono, pewne zupełnie pominięto.

Kolejną bardzo widocznym akcentem jest to jak aktorzy wydorośleli, zwłaszcza Ron nie wygląda na 14 lat. Filmy były kręcone z kilkuletnim odstępem a fabuły kolejnych części dzieli 2 miesiące wakacji. Oglądając po kolei filmy widać ogromny przeskok. Ale tak być musi, co zrobić ;)

Wracając do pierwszych miłostek, w książce są ujęte bardzo subtelnie, w filmie też mało wyraźnie zarysowano te wątki. 

Książka jest gruba, działo się w niej tyle, że nie sposób wszystkiego pokazać, praktycznie nie pojawia się wątek Snape'a, Syriusza, Draco Malfoya. Całe szkolne perypetie pominięto. Te postaci są naprawdę bardzo drugoplanowe. Myślę, że gdybym nie czytała książek nienawiść Snape'a i Malfoya do Pottera nie byłaby dla mnie taka oczywista :)

Turniej Trójmagiczny hmm, w książce to było wielkie wydarzenie, wzbudziło to moje wielkie zainteresowanie i wciągnęły mnie rozgrywki między uczestnikami. W filmie nieustanne przeskoki akcji były dość uciążliwe, nie wiem czy bez lektury książki wszystko byłoby dla mnie jasne.
Ze sportowych wątków bardzo podobał mi się początek filmu czyli wyjazd Harry'ego z Weasleyami na Mistrzostwa Świata w quiditchu. Super stadion!

Ostatnią rzeczą, która mnie troszkę w całej serii filmów o Harrym denerwuje to aktorzy i charakteryzacja. Ta część dobitnie pokazała jacy nieładni są czarodzieje. Większość chodzi w dziwacznych ciuchach a do tego mają dziwne twarze... Na szczęście aktorzy wcielający się w role drugoplanowe w prawdziwym życiu nie przypominają tak bardzo swoich filmowych bohaterów. Polecam wygooglować choćby aktora grającego Neville'a Longbottoma. Kamień z serca!