29 stycznia 2015

Witam, skuszona wieloma ciekawymi postami na obserwowanych przeze mnie blogach, postanowiłam trochę wysprzątać w mojej szufladce. Pewnie posty mogłyby ukazywać się częściej, w roboczych jest ich nawet kilka. Żaden nie może się jednak doczekać opublikowania. Dziś nadrabiam w wirtualnym świecie i kilka słów na temat oszczędzania. Jak wiadomo nie jest łatwo o wolne środki w domowym budżecie. Przekonałam się wiele lat temu, że należy sobie pomóc jeżeli chcemy coś oszczędzić. Niestety, ale wymaga to przeważnie dużej siły woli i dyscypliny. Odmawianie sobie jakichś przyjemności, ustalanie budżetu na kino itp. nigdy w moim przypadku nie skutkowało. Zawsze znajdowałam jakiś inny konieczny zakup. Trudno też było mi kiedyś mówić o szczególnych możliwościach oszczędzania kiedy otrzymywałam od rodziców kieszonkowe na rachunki i utrzymanie się podczas studiów. Okazję do odkładania miałam dopiero kiedy zaczęłam zarabiać. Zwykle się uważa, że zarobione samodzielnie pieniądze z trudem się wydaje. W moim przypadku jest całkiem odwrotnie. Wydaję je lekką ręką. Co do środków od rodziców było zupełnie inaczej, nie chciałam ich wydawać na głupstwa. W tym poście chciałam zdradzić wam patent na nie odczuwalne dla budżetu i umysłu oszczędzanie. Dzięki niemu zdarzyło mi się nie raz kupić sobie coś ładnego, albo załatać dziurę przy niespodziewanym wydatku. 

Czy posiadacie konto oszczędnościowe? Jeżeli nie to koniecznie sobie takie załóżcie. Nie liczcie jednak na wysokie oprocentowanie. Znacie taką funkcjonalność w waszym koncie jak "zlecenie stałe"? Ja zrobiłam sobie w 2012 roku, kiedy zaczęłam pracować bezterminowe zlecenie stałe pod tytułem "grosik do grosika" na sumę 1zł. Powiecie co to jest? To jest nic! I o to właśnie chodzi! Jest to taka suma, której odpływu z konta nie odczuwacie. Miesięcznie jest to 30zł. A pomyślcie jak trudno jest odłożyć do skarbonki 30 albo 50zł jednorazowo? Jest to trudniejsze niż codzienny przelew na sumę 1zł. W ten sposób jak już napisałam udało mi się niekiedy załatać budżet, kupić sobie śliczne buty, które mi się spodobały na wystawie bo akurat miałam kaprys, albo dołożyć do zakupu mebelków dla dziecka? To konto traktuję jako użytkowe, nie oszczędzam na żaden konkretny cel, po uzbieraniu jakiejś kwoty wydaję ją. Występujące niekiedy nadwyżki również wpłacam sobie na to konto oszczędnościowe.

Mamy jednak z mężem drugie konto, do którego założenia zachęcamy wszystkich rodziców. Założyliśmy je kiedy dowiedzieliśmy się, że spodziewamy się synka. Odkładaliśmy na nim nadwyżki, dodatkowe środki na zakup wyprawki itp. Po urodzeniu się M. zmieniło ono przeznaczenie i rozpoczęliśmy oszczędzanie "grosik do grosika". Miesiąc 30-31zł, rok 365zł, 10 lat - 3650zł, 18 lat - 6570zł. Mimo, że miesięczna suma nie brzmi zbyt hucznie, to prezent na 18 urodziny naszego syna wyglądać będzie chyba przyzwoicie? Oczywiście jeżeli budżet na to pozwala można te kwoty zwiększyć, czy też wpłacać na konto otrzymane przez dziecko prezenty na pieluchy, czy urodzinowe. 

Co sądzicie o takiej formie oszczędzania? A raczej ciułania? Z racji tego, że najlepiej podobno oszczędzać w wielu źródłach M. ma również swoją skarbonkę, do której wkładamy jakieś reszty ze sklepu. Przez jakiś czas wkładałam tam wszystkie pieniądze, które Ł. zostawiał na szafach po wyjęciu z kieszeni, biedak myślał, że gubi pieniądze, choć się do tego nie przyznawał. Uzbierałam tak kilka stówek. Niestety ujawniłam się z tą praktyką i już teraz zawartość skarbonki nie przyrasta tak szybko. :)

26 stycznia 2015

Pochłaniają nas ostatnio bardzo przyziemne sprawy i nie mam nawet kiedy siąść i wrzucić jakiegoś zdjęcia. Nasz blog kulinarny również cierpi na tym :) Ale czas się wziąć w garść. Dziś moje dzieło, z którego jestem bardzo zadowolona. Przerabiałam zamawianie zaproszeń ślubnych, na chrzciny i nie wspominam tego najlepiej. Czas jaki poświęciłam na dogadywaniu szczegółów z wykonawcą, niezrozumienie, wykonanie niezgodne z projektem, krzywo, potem nieprzyjemne wymiany maili i udowadnianie przez wykonawcę, że chciałam coś innego, a następnie wywalczona łaska - wysłanie nowych, sto lat po terminie. Już trochę mi to zbrzydło. Postanowiłam sobie tego tym razem oszczędzić. Zamówiłam je u kogoś, kto zrozumie doskonale moją wizję - wykonałam zaproszenia sama. Poszło dość sprawnie, mimo, że musiałam sklejać ze sobą papiery bo był jednostronnie drukowany. Z całą pewnością szybciej i sprawniej niż z sprzedawcą z internetu. W dwa wieczory wykonałam około 20 zaproszeń. Każde inne, indywidualne, ponieważ miałam blok papierów z różnymi wzorami. Pomysłu na zaproszenia nie miałam. Improwizowałam po otrzymaniu papieru. Goście chwalili :))) Poniżej jeden z wykonanych wzorów z zewnątrz i jego wnętrze. 




Bardzo lubię gdy otrzymuję zaproszenie w formie pisemnej na różnego rodzaju uroczystości rodzinne. Zbieram je by potem pamiętać datę uroczystości. Pewnie nie zawsze jest to niezbędne ale ma swój urok :)

Na dniach postaram się pochwalić styczniowym wynikiem wyzwań czytelniczych :) Będę miała coś do pokazania, nie próżnuję! :)

18 stycznia 2015

Nowy Rok już się porządnie rozchulał a na moich blogach cisza. Lubię sobie na końcu i na początku roku odpocząć trochę od "postowania". W końcu blog to takie miejsce, do którego mogę wpaść kiedy tylko mam chęć. A w tej świątecznej atmosferze miałam chęć odwiedzać rodzinę i spędzać miło z nimi czas, pichcić, sprzątać, dekorować. Powoli wracamy do życia po świętach, zaczynamy ściągać dekoracje, rozbierać choinkę, która w tym roku była trochę kłopotliwa ze względu na małego M., ściągającego z niej bombki (straty = 1szt. Bardzo dobry wynik!). Powoli kształtuje się u mnie lista postanowień noworocznych, które nie będą w tym roku zbyt ekscytujące i szalone a raczej skromne i przyziemne. Czeka nas bez moich wizji bardzo pracowity rok :)



1. Na mojej liście (surprise, surprise!) nie znajdzie się zrzucenie nadprogramowych kilogramów bo mi się to w tym roku nie opłaca :), może w przyszłym roku. Z całą pewnością ograniczę słodycze, mam nadzieję, że nie będę musiała tego zrobić z przymusu. 
2. Zacznę od początku wyzwanie "Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu" i przy tym zrealizuję wyzwanie "Przeczytaj 52 książki w roku". Postępami postaram się tu chwalić co miesiąc. Myślę, że pójdzie mi bardzo sprawnie :) Mój cel: 171cm.

3. Ograniczę sól, moją ulubioną "przyprawę" (niechętnie, nawet bardzo).
4. Oficjalnie oświadczam, że nie kupię nowej książki dopóki nie przeczytam wszystkich książek w mojej "poczekalni" na półkach! Jest ich tam bardzo wiele, myślę, że starczy ich na tegoroczne i przyszłoroczne wyzwanie. 

tyle :)

Odnośnie mojego zeszłorocznego wyzwania czytelniczego, które rozpoczęłam w czerwcu, udało mi się przeczytać ok. 58cm :) Do 171cm brakuje bardzo dużo, ale od początku wiedziałam, że w pół roku nie zdążę się uwinąć. Teraz zaczęłam bardzo żwawo już 1. stycznia i myślę, że uda mi się dobić do tej granicy bardzo szybko. Kiedy to mi się uda, mam w zanadrzu już kolejne postanowienie, którym się nie będę jeszcze dzielić ;)