02 grudnia 2015

Aż niemożliwe jakie zrobiły mi się zaległości w tym departamencie. Ostatnią aktualizację mojej miarki zamieściłam we wrześniu. Co za wstyd. Oczywiście książki czytałam ale nie tyle ile bym chciała, zaczynałam kilka pozycji i odkładałam bo miałam inne rzeczy na tapecie. Cóż... Został mi niecały miesiąc, bardzo zabiegany, nie ma możliwości bym zrealizowała swoje wyzwanie. Będę jednak dalej czytała, zbierała moje centymetry ale przede wszystkim dla przyjemności. Trochę inne pozycje pojawią się w mojej biblioteczce po Nowym Roku ale o tym pochwalę się może w styczniu. 



Poprzedni wpis stanął na 82cm. Mój wzrost to 171cm czyli zostało 89cm (sic!) Więcej niż połowa. Książki przeczytałam od września dwie... wstyd... niech żyje internet! Aktualnie jestem w trakcie czytania trzech książek (chyba oszalałam!) a ile mam innych palących rzeczy do zrobienia już, teraz, wczoraj to nie mogę zliczyć. 

Dlaczego między innymi moje czytanie odeszło w cień - z braku czasu. Na czym spędzam czas? Głównie na głupotach, niestety :( ale kiedy nie robię głupot staram się ogarnąć milion zaległości. Jak to zrobić? Postanowiłam sobie codziennie w aplikacji w telefonie wpisywać kilka zadań do wykonania poza normalnymi codziennymi sprawami do załatwienia, zadań które leżą i czekają na realizację w bliżej nieokreślonej przyszłości. Robię to od kilku dni. Muszę przyznać, że udaje mi się zmobilizować i wykonać założone plany a nawet zaraziłam tym kilka osób. Polecam apkę "any.do". Dzisiejsza moja wizyta tu jest również efektem wpisania tego na liście w moim planerze :) Ech... dorastam!


24 listopada 2015

Ostatnio wzięłam się ostro za sprawy odkładane od zawsze na bliżej nieokreślone kiedyś... Jak wiele spraw udało mi się załatwić, które ciążyły mi, zalegały, kurzyły się nie zliczę! Część jest w realizacji. Ciągłe wyjazdy, imprezy, święta bardzo mi wszystko utrudniają. Dzień jest naprawdę ograniczony przy dwójce maluchów. Ciężko znaleźć czas na załatwienie podstawowych spraw, ogarnięcie swojej przestrzeni, pasje, hobby. Cały dzień jest wypełniony po brzegi. Nie ma czasu na nudę. Dzisiaj mój kolejny wiszący projekt - w przenośni i dosłownie bo chodzi o wiszącą na ścianie galerię zdjęć. Miejsce jest, motto na ścianie również, ramki leżą w garderobie. Brakuje jeszcze konkretnego planu ich rozmieszczenia oraz najtrudniejszego elementu - trzeba wybrać odpowiednie zdjęcia!!! Wybrać spośród miliona pięknych ujęć mojej cudownej rodziny. Aby to wykonać musiałabym wykonać bardzo trudny punkt z mojej listy - uporządkować zdjęcia... częściowo już się za to zabrałam, łapiąc wolną chwilę w podróży samochodem. Niestety okazuję się, że siedzenie na fotelu pasażera z laptopem na kolanach wywołuje u mnie mdłości (sic!). Musiałam zatem odłożyć to zajęcie na później :( Dość paplaniny bo już muszę biec do kolejnej roboty! Dziś garść zdjęć - inspiracji.

http://cdn26.urzadzamy.smcloud.net/s/photos/t/33054/kolory-scian-salon_1521137.jpg

http://cdn17.urzadzamy.smcloud.net/s/photos/t/51461/ramki-na-sciane-dekoracja-scian_1695735.jpg



http://www.thenester.com/wp-content/uploads/2011/02/behind-the-sofa_gallery-wall.jpg

http://blog.potterybarn.com/wp-content/uploads/2014/02/spiral2.png


http://kobietamag.pl/wp-content/gallery/domowa-galeria/domowa_galeria_11.jpg


http://i.wp.pl/a/f/jpeg/32225/Homebook1.jpeg


http://i.deccoria.strefa.com.pl/files/36413/37784/zosd0ba1aec5d757c2f38b96313e4d4f994.jpg


http://i.deccoria.strefa.com.pl/files/30384/25209/dzge0a1b02ccf40c724eaecb8efefbdee19.png



http://kobietamag.pl/wp-content/gallery/domowa-galeria/domowa_galeria_17.jpg

22 listopada 2015

Przyjemna cisza w domu nastaje u mnie regularnie miedzy 11.00 a 13.00 i po 20.00. Wtedy to moje dzieci śpią! Można wtedy pozbierać myśli i nadrobić zaległości blogowe. Zapraszam do mojej kulinarnej osobowości - czterylewerecewkuchni.blogspot.com
Dzisiaj kochane kosmetyki - bo zużyte. Dziwny człowiek ze mnie. Kocham wyrzucać puste opakowania! Szalona. W większości to znowu zalegające od stu lat kosmetyki, których nie za bardzo lubiłam (albo nie za bardzo potrzebowałam) a musiałam mieć. Jednak coraz mniej - jest progres!


1. 2x spray do stóp - kupione dawno, pryskałam się nimi w te wakacje bo przyjemnie chłodziły moje opuchnięte stopy. Niebieski pachniał liściem laurowym a różowy arbuzem (nie lubię arbuza - co on robił w mojej szafce?). Niebieski jest bardzo przyjemny, odprężał ale zapach ma specyficzny.

2. Mydło w płynie dla dzieci. Dzidziuś. Produkt z F&L boxa dla kobiet w ciąży. Mydło jak mydło. Zużył synek. Nie mam zastrzeżeń.

3.Mydło w płynie Grehpfrut i miód. Finale - dostępne w lidlu, wzięłam ze względu na zapach bo lubimy cytrusowe. Pachnie pięknie!

4. Żel pod prysznic dla kobiet w ciąży i karmiących. Dzidziuś. Już się pojawił w happy endach. Nie lubię tego żelu. Po umyciu czuło się lepkość na skórze, jakby się nie spłukał dokładnie. Zapach mi też nie odpowiada.

5. Nivea refresh. Spray do odświeżania włosów. Nieporozumienie. Kupiłam go dawno, nie sprawdzał się ale czekał do upływu terminu ważności. Wylałam i wyrzuciłam z ulgą.

6. Pasty do zębów Prokudent med z Rossmana - no nie wiem jak ją oceniają lekarze dentyści ale ja bardzo ją lubię.

7. Chusteczki do demakijazu Rival de Loop - nie jestem zadowolona. Jak dotąd żadne chusteczki do demakijażu mi się nie sprawdziły. Kupuję na wyjazdy i okazują się przeważnie niewypałami. Albo za mokre albo za suche. Muszę brać zwykłe preparaty do demakijażu i tak.

8. Balsam do ust Carmex - nie widać po zużyciach (bo ciągle gubię) ale jestem uzależniona od pomadek ochronnych. Carmex kocham miłością wielką ale nie nadaje się na dwór ze względu na to, że chłodzi. Więc w domu namiętnie się nim smaruje i potem chętnie z mężem całuję ;)

9. Próbki kremów z Ziaji. Zapomniałam jakie dokładnie ale jak zawsze bardzo pozytywne wrażenia, choć podobno składy kremów z tej firmy nie powalają ja nie mam zastrzeżeń

Zdążyłam przed obudzeniem się moich pociech! Do napisania!

20 listopada 2015

Właśnie jestem w trakcie szydełkowania kocyka dla mojej córci. Urodziła mi się ta wizja w głowie z miesiąc temu. Nie idzie mi to zbyt szybko. Robienie małych kwadracików jest dość pracochłonne. Ciągłe zmiany koloru włóczki to najmozolniejsza praca. Bardzo mnie to jednak odpręża i czuję wielką dumę z siebie, ze robię coś własnoręcznie dla mojej kruszyny. Mam nadzieję, że do wiosny skończę :) Chcę zrobić dość duży kocyk aby starczył na dłużej. Poniżej kilka inspiracji, jedna z nich przypomina mój przyszły kocyk ale nie zdradzę które to zdjęcie :)

https://img1.etsystatic.com/000/0/5948801/il_fullxfull.288286427.jpg

https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/63/f3/6d/63f36d69828ec42c15d0dc2e6f0f84dc.jpg

http://kiddosathome.com/wp-content/uploads/2013/10/29414203790031860.jpg


http://cdn.craftsy.com/upload/1659018/pattern/103255/full_4831_103255_ModernPatchworkBlanket_10.jpg

https://img0.etsystatic.com/016/1/5502061/il_570xN.460680718_iig5.jpg


https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/c1/a5/39/c1a5390b0ab8eafb0b956bad12bf795f.jpg


https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/d6/ea/0b/d6ea0bc9092d6d3551f3a6e054ed5b85.jpg

19 listopada 2015

Długo mnie tu nie było a to za sprawą moich cudownych dzieciaków. Żal spędzać czas na komputerze (żal i troszkę trudno), żal patrzeć w książkę. Nie żal patrzeć w smartfona (ZA DUŻO! MUSZĘ COŚ Z TYM ZROBIĆ!) ale żeby napisać coś sensownego by nie wyrwało się człowiekowi "am am", "bam" to nie jest takie proste. A chciałabym uchodzić za człowieka poważnego w Internecie :) Miałam  napisać tylko kilka słów by zaakcentować swoje istnienie. Postanowiłam jednak napisać krótki pościk na zaplanowany sto lat temu temat, który ostatnio bardzo mnie zajmuje (wspaniale mieć córkę!!!) - ZAKUPY! Są ludzie, którzy ich nie lubią. Nie rozumiałam tego do czasu kiedy pojawiły się moje dzieci. Konkretnie drugie. Wyjście do galerii z dwójką dzieci do 2lat to prawdziwa męczarnia. Nie fizyczna - psychiczna. Wiadomym jest, że dla małego dziecka to dosyć męczące dlatego będąc gdzieś w CH nie mogę już jak dawniej spokojnie się zastanowić, wybierać w nieskończoność. Chcę wizytę ograniczyć do minimum. Wyjście do przymierzalni? TO LUKSUS. Nawet gdy na zakupy idzie się w towarzystwie zaufanej osoby, która dopilnuje dzieci prawdą jest, że matka zawsze czuwa... I nie da się wyluzować. Zostawienie dzieci w domu wydaje się wygodną opcją, jednak i tak myśli się ciągle o maluszku w domu. Z tego całego zamieszania, zdenerwowania robienie zakupów stacjonarnych staje się prawdziwą udręką - człowiek się umęczy, upoci i wszystko na darmo bo albo nic nie kupi albo na szybko bierze coś czego nie chciał. Zdarzyło mi się grabnąć kilka ubrań po drodze do przymierzalni a potem w domu żałować. Można je oczywiście oddać ale wiąże się to z kolejną wyprawą... Krąg się zamyka! 
Prawdziwym ratunkiem okazują się zakupy przez Internet, których niektórzy ludzie cały czas się obawiają. Nie mam tu zamiaru reklamować żadnego konkretnego sklepu, chcę tylko coś doradzić. 



1. Spodobało Ci się coś w sklepie stacjonarnym - tablet? Sprawdź produkt w porównywarce cen. Czasem można zaoszczędzić ogromne pieniądze. Zazwyczaj droższe przedmioty wysyłane są na koszt sprzedawcy, dodawane są przydatne gadżety.

2. Sklep stacjonarny i internetowy to nie zawsze to samo! Bardzo wiele sklepów działa w internecie ale jest całkiem oddzielną firmą. Przykładem jest empik, mediaexpert. Są ze sobą powiązane - możesz zamawiać w niektórych miejscach z odbiorem w sklepie stacjonarnym ale to tak naprawdę konkurencja. W związku z tym bardzo często zamawiając w sklepie internetowym ewentualny zwrot produktu możesz zrobić jedynie w sklepie internetowym tzn. wysyłkowo. Ceny sklepowe przeważnie bardzo różnią się od internetowych. Przykładowo zamówiona z odbiorem w sklepie pamięć SD kosztowała mnie ostatnio 120zł, gdybym wzięła ją z półki musiałabym zapłacić 180zł!

3. Nim zrobisz zakupy np. w internetowej księgarni zobaczy czy nie warto zapisać się do jej newslettera. Bardzo często za zapisanie się do newslettera możesz otrzymać 5-15% rabatu. Funkcjonuje to w wielu sklepach, czasem jest to rabat na pierwsze zakupy, czasem na drugie, czasem darmowy koszt wysyłki. 

4. Sprawdź od jakiej kwoty przysługuje Ci darmowa wysyłka. Jest to oczywisty wabik na robienie jednorazowo większych zakupów ale jeżeli wiesz, że i tak coś w przyszłości znowu w tym miejscu kupisz to nic nie stracisz. 




13 września 2015

Od kiedy wprowadziłam cykl z zużyciami albo zaczęłam używać więcej kosmetyków albo akurat wszystkie są na wykończeniu albo po prostu tyle ich zużywam i trzeba się z tym pogodzić :D jestem najbardziej za opcją numer dwa... Kiedy piszę te słowa mam już kolejne puste opakowania do kolejnego pościka. Wychodzi mi to dużo lepiej niż czytanie :)



1. Palmolive naturals, 2in1 Hydra Balance Szampon i odżywka 2 w 1 do wszystkich rodzajów włosów

Kupiłam go specjalnie na czas przed i po porodzie, by zminimalizować ilość zabiegów pielęgnacyjnych. Strasznie męczą mnie różne odżywki, które wymagają spłukiwania. Ten szampon ma również odżywkę, można za jednym myciem załatwić wszystko. Bardzo mi to w tym czasie odpowiadało. Włosy po nim były miękkie, ładne i nie przetłuszczały się. Z całą pewnością wrócę do tego produktu. 

2. Eveline dermapharm multi-oil essence Profesjonalny olejek do pielęgnacji skóry 8 w 1

Z czym walczy ten olejek:
1. Blizny
2. Rozstępy
3. Celluliit
4. Oznaki starzenia się skóry
5. Przebarwienia posłoneczne
6. Zaczerwienienia
7. Nierównomierny koloryt
8. suchość, szorstkość i wiotkość skóry

Efektów szczególnych nie zaobserwowałam ale: ładnie pachnie, szybko się wchłania, nie jest bardzo "olejkowaty" i nie wżera się w ubranie. Kupiłam go przy okazji zakupów online w rossmanie. Ma 75ml za niecałe 20zł. Cena spoko ale raczej do niego nie wrócę.

3. Isana brzoskwiniowy żel do golenia

Nie jestem zadowolona. Ładnie pachnie. Nie kupię go ponownie, chyba że będę zmuszona.

4. Dzidziuś dla mamy. Żel pod prysznic dla kobiet w ciąży i po porodzie

Zupełnie nie dla mnie. Zapach mi nie odpowiada. Konsystencja również nieciekawa, nie pieni się, kiepsko się spłukuje, pozostawia na skórze lekko lepką warstwę. Bez nawilżania się nie obejdzie. Na pewno nie kupię go nigdy.

5. Fruity shower gel. Blackberry

Żel pod prysznic z zestawu owocowych mini żeli. Nieładnie pachnie.

6. Palmolive Aroma Therapy. Morning Tonic. Żel pod prysznic z mandarynką i trawą cytrynową

Bardzo ładny orzeźwiający zapach! Na pewno po niego jeszcze sięgnę.

7. Ziaja Mamma mia. Masło do ciała ujędrniające po porodzie

Czekałam z niecierpliwością na czas po porodzie, kiedy zacznę go używać. Serio. Używałam go już po pierwszej ciąży, pokochałam ten zapach. Myślę, że działa  bo po kilku użyciach miałam już ładną, miłą w dotyku, jędrną skórę na brzuszku. To jeden z moich ulubionych kosmetyków EVER. Kolejne opakowanie jest już w użyciu

8. Farmona Tutti frutti cukrowy peeling do ciała

Dostałam go w prezencie, niestety był zupełnie nietrafiony bo peeling ma zapach wiśni, którego bardzo nie lubię. Zużyłam go jednak zatykając nos :) Spełniał swoją rolę :)

9. Ziaja med. Klinika zdrowej skóry. Tonujący krem do twarzy, odcień naturalny. Skóra normalna i naczynkowa SPF 50+

Fenomenalny kremik! Żałuję, że miałam tylko próbkę. Super się wchłaniał, doskonale krył niedoskonałości skóry ale skóra wyglądała po tym bardzo naturalnie, świeżo i promiennie! Wielki plus. Na pewno wrócę do niego bo sprawował się dużo lepiej niż moja aktualna miłość - krem BB z Loreal.

Tyle na dziś!

11 września 2015

Jejuuu, jak ten czas szybko leci... W domu nie mamy już noworodka, mamy niemowlę. Kiedy nasza córcia skończyła miesiąc? :( Czasu brakuje na wszystkie przyjemności, ale w sierpniu udało mi się dodać kilka centymetrów do wyzwania. Niestety wrzesień prezentuje się dramatycznie bo jak dotąd nie przeczytałam ani jednej strony!


J.K. Rowling - Harry Potter i książę półkrwi oraz Harry Potter i insygnia śmierci. Wspaniała seria książek o małym czarodzieju, no w tych częściach już nie do końca małym bo to już nastolatek. Oglądałam po każdej z części film na tvn. Ciekawe kiedy znowu sięgnę po tą serię.

H. Fielding - Bridget Jones - szalejąc za facetem. Trzecia część przygód szalonej Bridget. Akcja toczy się około 15 lat później. Mam mieszane uczucia co do tej części. Zakończenie drugiej części było wspaniałe, wszyscy liczyli na to, że Bridget odnajdzie miłość i mieliśmy happy end tylko co po takim happy endzie? H. Fielding musiała się uciec do drastycznych wątków w fabule aby ta książka mogła powstać. Drastycznych jak dla mnie, entuzjastki happy endu. Chyba jednak aż tak nie tęskniłam za Bridget... Więcej się smuciłam niż śmiałam w tej części :(

Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu:
Start: 1 stycznia 2015r.
Wynik: 82 cm
Zostało: 89 cm

Przeczytaj 52 książki w roku - 23/52

Pozostało mi 89cm i 4 miesiące. Ponad 20cm na miesiąc to chyba za dużo na moje możliwości :) ale walczę! Chyba muszę wysłać dzieciaki na wakacje ;) Pozdrawiam!

25 sierpnia 2015



Cóż by tu napisać o tym bestsellerze i hicie kinowym. Czy to hit? Dla mnie bardziej kit :) Podobnie jak wiele hucznych powieści trylogię Greya przeczytałam z ciekawości - czym ludzie się tak podniecają. Skusiła mnie wrzawa wokół książki, ale też nieprędko. Myślę, że minął co najmniej rok jak nie dwa nim się złamałam, kiedy dostałam dwie pierwsze części w prezencie. Do filmu również nie zabierałam się długo. Obejrzałam go dopiero na początku sierpnia i to w trzech podejściach. 

Czytając książkę wyobrażałam sobie postaci. Widziałam już twarze aktorów wcielających się w główne role - Christiana i Anastazji. Kiedy zobaczyłam twarze aktorów, którzy faktycznie wcielili się w ich role bardzo mnie rozczarowali. "Moi" Christian i Ana nie mieli szansy zagrać w tym filmie bo już nie nadają się :) Ja widziałam w roli Greya młodego Ryana Phillipe'a, a w roli Any Alexis Bledel, którą również typowało mnóstwo fanów Greya. No taaak bardzo mi pasowali czytając książkę. Ryan i jego loczki. Niestety już za stary jest na granie Greya :) Podobnie Alexis, choć ona ma buzie wiecznej nastolatki! 

Dakota Johnson, Jamie Dornan? Ten drugi jeszcze ujdzie ale dziwnie mi się oglądało go na ekranie bo przypominał mi kogoś znajomego :p Dakota dla mnie wypadła tragicznie w roli Any. Między nimi nie czułam też żadnej chemii. Jakiś czas później przypadkiem przeczytałam, że ta para aktorów w prawdziwym życiu się nienawidzi. Może to dlatego tak źle prezentowali się dla mnie na ekranie. Aż współczuje im kolejnych dwóch części bo jednak muszą ze sobą być baaaardzo blisko w pracy nad filmem. 

Nie mam nawet chęci przedłużać tego wpisu i odnosić się do kolejnych kwestii. Film był słabiutki, nudny, nie trzymał w napięciu, nie było chemii między aktorami. Oczy się zamykały. Nie wciągał. Książka, a raczej ten wątek miłosny wciągnął mnie. Byłam ciekawa jak zakończy się znajomość Any z Greyem - czy go zresocjalizuje? Tę bitwę wygrała kolejny raz książka :) 

A tą długą ciszę usprawiedliwiam dłuższym pobytem w szpitalu, z którego do domu wróciłam z prawie czterokilogramowym szczęściem :)

05 sierpnia 2015

Kolejne kilka opakowań zużytych kosmetyków. Jeszcze chyba się nie powtarzają za bardzo. Ale już niedługo na pewno! Coraz lepiej idzie mi opróżnianie półek. Cieszę się bardzo, zawsze z ogromnym bólem i wyrzutami sumienia pozbywałam się niezużytych, przeterminowanych kosmetyków. Wierzę, że ten problem już za mną! Dzisiejszy happy end, znowu dość szybko uzbierałam "materiał" do analizy:





1. Intimea - łagodzący żel do higieny intymnej 
Fajny i niedrogi żel, dostępny w Biedronce. Mnie niespecjalnie podoba się jego zapach. Zawiera kwas mlekowy i ekstrat z białej herbaty. W składzie jednak widnieje SLS na drugim miejscu, niedawno dowiedziałam się, ze sprzyja to różnym infekcjom, dlatego raczej nie będę już kupowała tego żelu.

2. Isana - dezodorant w kulce Clear&fresh 
Niedawno Ł. wypróbował męskie kulki tej firmy, sama od dłuższego czasu kupowałam kulki Ziaja. Ł. był zadowolony z nich więc i ja wypróbowałam. Jestem bardzo zadowolona, zapach tej fioletowej jest bardzo delikatny, nie podrażnia mnie i na dodatek cena tej kulki jest śmiesznie niska. Na pewno wrócę do tego produktu.

3. Nivea Visage pure&natural Mleczko oczyszczające
Do zakupu zachęciła mnie etykietka - 95% składników pochodzenia naturalnego. Kupiłam go już dawno, nie używałam go za bardzo, ten cykl popchnął mnie do tego by w końcu wykończyć to opakowanie. Co mogę napisać? To bardzo fajne mleczko, ładnie pachnie, dobrze usuwa z twarzy makijaż. Ja takich produktów jednak nie lubię. Muszę je koniecznie szybko zmyć z twarzy, nie kupię go już na pewno.

4. Fruity shower gel - Lime
Kupiłam już jakiś czas temu zestaw czterech mini żelików dla siebie i w prezencie dla kogoś. Służyły mi głównie na wyjazdach - mają po 50ml - tyle wystarczy spokojnie nawet na tygodniowy wyjazd dla dwóch osób. Zestaw składał się z owocowych zapachów dlatego wiedziałam, że przypadnie nam do gustu. Nie zawiodłam się. Limonkowy jest naprawdę bardzo orzeźwiający.

5. Scholl - Ekspresowy system usuwania twardej i zrogowaciałej skóry
Ten preparat kupiłam w aptece internetowej z myślą o piętach Ł. Sama nie mam zbyt dużej potrzeby by szczególnie dbać o pięty, jakoś wolą być pozostawione same sobie i wtedy są najpiękniejsze :) Jednak użyłam kilkakrotnie tego preparatu bo okazało się, że Ł. boi się go stosować ze względu na wiele ostrzeżeń o niebezpieczeństwie na opakowaniu. Jak działa? Na bawełniany wacik nalewamy rozwtwó i przykładamy do zrogowaciałych miejsc na stopach na max 6 min. Po tym czasie zdejmujemy wacik i szpatułką usuwamy zmiękczony naskórek. Po każdym kontakcie z roztworem należy umyć ręce, zdrową skórę. Na mnie działał bardzo dobrze, Ł. użył go raz czy dwa i nie miał szalonych efektów. 

6. Ziaja. Liście zielonej oliwki - skoncentrowany krem oliwkowy foto-ochronny
te próbki pojawiły się już w poprzednim poście. To bardzo fajny i nietłusty krem, super na lato.

7. Miss Sporty. Nail expert manicure od damaged nails. Cement nail booster. 
Podobnie jak pięty moje paznokcie nie wymagają jakiejś szczególnej pielęgnacji. Czasem jednak wpadam na taki pomysł, że chyba warto by użyć jakąś odżywkę. Zwykle to zły pomysł bo po użyciu odżywki paznokcie zaczynają być w gorszym stanie. Po tej również - zaczęły mi się rozdwajać. Jestem wybrykiem natury!

8. Avon. Mineralny podkład w płynie. Creamy natural
Ten podkład był za długo w mojej kosmetyczce. Zdecydowanie za długo to delikatnie powiedziane. Jak właśnie przeczytałam na opakowaniu wyprodukowano go w 2011r i należało go zużyć w ciągu dwóch lat od otwarcia opakowania. Jednak tak uwielbiałam go, nadal go uwielbiam, że to sobie ignorowałam i ciągle używałam. Zdecydowałam się go wyrzucić dopiero niedawno kiedy odkryłam inny superaśny produkt, mimo że kolejne sto lat jeszcze mogłabym używać tego (w opakowaniu nie ma prawie nic ale jeszcze daje się co nieco wyciągnąć:P). Jest bardzo wydajny, mnie wystarczała dosłownie kropelka by sprawić cuda. Niestety nie ma go już w ofercie. Kupiłabym kolejne opakowanie bez wahania. 


03 sierpnia 2015

"Harry Potter był chłopcem niezwykłym. Wystarczy powiedzieć, że ze wszystkich pór roku najbardziej nienawidził letnich wakacji, a można też dodać, że naprawdę chciał odrobić wszystkie prace domowe zadane na lato, ale musiał się tym zajmować w tajemnicy, kiedy wszyscy już spali. No i  był  czarodziejem."

01 sierpnia 2015

Całkowicie na świeżo zanotowałam sobie mnóstwo uwag odnośnie czwartej części przygód młodego czarodzieja z Wielkiej Brytanii - Harry'ego Pottera. Oczywiście kolejny raz zaskoczył mnie Ł. bo pamiętał niemal dokładnie fabułę, ja po lekturze książki mam z tym problemy ;) OK, dziś na blacie Harry Potter i Czara Ognia. Książka dla mnie bomba, pamiętam jeszcze z jakimi wypiekami na twarzy czytałam ją... w gimnazjum :) Bohaterowie byli w podobnym wieku, przeżywali swoje pierwsze miłosne ekscesy. Dziś czytam to wszystko z kpiącym uśmieszkiem, bo tych ekscesów to tam w zasadzie nie ma, ale na tamte czasy to był hit dla mnie. 



Co myślę filmie? 

Wprowadzono dużo zmian w fabule - nieco uproszczono wątki by były bardziej zrozumiałe. Właściwie już na początku poznajemy odpowiedz na kilka zagadek, których w książce nie zdradzono przed końcem. Pewne rzeczy uwypuklono, pewne zupełnie pominięto.

Kolejną bardzo widocznym akcentem jest to jak aktorzy wydorośleli, zwłaszcza Ron nie wygląda na 14 lat. Filmy były kręcone z kilkuletnim odstępem a fabuły kolejnych części dzieli 2 miesiące wakacji. Oglądając po kolei filmy widać ogromny przeskok. Ale tak być musi, co zrobić ;)

Wracając do pierwszych miłostek, w książce są ujęte bardzo subtelnie, w filmie też mało wyraźnie zarysowano te wątki. 

Książka jest gruba, działo się w niej tyle, że nie sposób wszystkiego pokazać, praktycznie nie pojawia się wątek Snape'a, Syriusza, Draco Malfoya. Całe szkolne perypetie pominięto. Te postaci są naprawdę bardzo drugoplanowe. Myślę, że gdybym nie czytała książek nienawiść Snape'a i Malfoya do Pottera nie byłaby dla mnie taka oczywista :)

Turniej Trójmagiczny hmm, w książce to było wielkie wydarzenie, wzbudziło to moje wielkie zainteresowanie i wciągnęły mnie rozgrywki między uczestnikami. W filmie nieustanne przeskoki akcji były dość uciążliwe, nie wiem czy bez lektury książki wszystko byłoby dla mnie jasne.
Ze sportowych wątków bardzo podobał mi się początek filmu czyli wyjazd Harry'ego z Weasleyami na Mistrzostwa Świata w quiditchu. Super stadion!

Ostatnią rzeczą, która mnie troszkę w całej serii filmów o Harrym denerwuje to aktorzy i charakteryzacja. Ta część dobitnie pokazała jacy nieładni są czarodzieje. Większość chodzi w dziwacznych ciuchach a do tego mają dziwne twarze... Na szczęście aktorzy wcielający się w role drugoplanowe w prawdziwym życiu nie przypominają tak bardzo swoich filmowych bohaterów. Polecam wygooglować choćby aktora grającego Neville'a Longbottoma. Kamień z serca!


28 lipca 2015

Cała seria książek i filmów o Harrym Potterze to dla mnie strzał w dziesiątkę. Podobała mi się gdy byłam nastolatką i podoba mi się teraz gdy jestem matką. Nigdy nie rozumiałam głosów księży aby tej serii unikać, dyskutować jakoś szerzej na ten temat nie zamierzam, ale uważałam zawsze, że ktoś zrobił burzę w szklance wody. Dla mnie od zawsze była to wspaniała baśń, bardzo pobudzająca wyobraźnie jak inne opowieści dla dzieci, młodzieży i tych troszkę starszych. 

A filmy? Cóż właściwie mogłabym ograniczyć się do jednego zbiorczego posta obejmującego całą serię, bo każda kolejna część przynosi mi na myśl te same konkluzje - to bardzo dobre adaptacje powieści Rowling. 
Dwie wspomniane dziś ekranizacje miały swoją premierę w 2002 i 2004roku! Wooow, kto by pomyślał, że to już tyle lat.



Powtórzę to co pisałam przy kamieniu filozoficznym: co myślę o filmie? Bardzo mi się podoba! Myślę, że młodzi aktorzy, którzy wcieli się w role Harry'ego Pottera, Hermiony Granger i Rona Weasleya zostali wybrani idealnie! 

Fabuła została niemal w 100% zachowana, scenarzyści dokonali niewielu, mało znaczących zmian. Lubię to. Film ogląda się z przyjemnością, wciąga. Miło jest zobaczyć na ekranie wnętrza Hogwartu, mecze quidditcha, wszystko co widzieliśmy tylko oczami wyobraźni. Jak dla mnie super gratka. 

Niestety oglądanie na tvn to prawdziwy dramat ze względu na reklamy choć przy małym dziecku można nawet docenić reklamy :) Jedną rzeczą, która mnie bardzo denerwuje jest dubbing. Wolę oryginalną wersję językową i napisy. Niestety to film dla dzieci, dlatego dubbing jest tu raczej standardem. Do tego czarodziejskiego świata idealnie pasuje brytyjski akcent, który możemy posłuchać jedynie na DVD.

W kolejnych częściach postaci dorastają, aktorzy też dorośli. Kiedy ogląda się wszystkie części po kolei, ciągiem ta zmiana jest bardzo widoczna i poraża. Kiedy czekało się z utęsknieniem na pojawienie kolejnych części w kinach było całkiem inaczej. 




Kolejne części przygód Harry'ego możecie oglądać w TVN. W piątek 31.07 o 20.00 zapraszam was na czwartą część przygód - Harry Potter i Czara Ognia. Polecam obejrzeć tą część szczególnie fankom Roberta Pattinsona, który wciela się w rolę Cedrika Diggory'ego! Powtórka w niedzielę około 16! Jako wielka i zmęczona ciężarówka nie mam ostatnio siły wysiedzieć całego seansu dlatego w piątek przeważnie oglądam połowę filmu a w niedziele dokańczam go z synkiem :) 

27 lipca 2015

Jeszcze nie urodziłam a mam mnóstwo planów na czas po porodzie :) Planów związanych ze sobą, swoim ciałem. Jeśli chodzi o pielęgnację to mało którą przyszłą mamuśkę omija problem rozstępów. Nie przejmowałam się nimi po urodzeniu synka i nie mam zamiaru robić z nich tragedii i tym razem. Nie znaczy to jednak, że nie dbałam o siebie w ciąży i po. Najczęściej mimo pielęgnacji najlepszymi specyfikami, regularnie i do przesady nie unika się brzydkich i szpecących pręg na ciele - niektórym "pęka" brzuch innym piersi, uda, pośladki... Mówi się trudno. Pojawiły się? To trzeba działać by je opanować, nie da się ich już podobno zlikwidować, można jedynie zmniejszyć ich widoczność. Trzeba to robić jak najszybciej. Oto mój arsenał, z części kosmetyków już korzystałam a część to nowości. Swoje wrażenia będę opisywała systematycznie w tym poście, dodając inne specyfiki. Mam nadzieję, że szybko przestanę aktualizować ten post :)


1. Oliwka do ciała Babydream fur Mama.
Ten kosmetyk używałam w pierwszej ciąży, po ciąży i w drugiej ciąży. Zużywam jeden i natychmiast kupuję następny. Jest lubiany i zachwalany przez wiele mam. Jakie są moje wrażenia? Bardzo go nie lubię. Nie lubię jego zapachu, konsystencji, tego jak wolno się wchłania przez co wżera się w ubrania, które muszę po kilku założeniach na ciało posmarowane oliwką wyrzucić. Ma natomiast cudowne działanie na moją napiętą skórę brzucha, przynosi ogromną ulgę kiedy w ciągu dnia czuję jakby brzuch miał pęknąć na pół. Dlatego nie zniknie prędko z mojej szafki. Można go stosować od początku ciąży, niewiele kosmetyków na rozstępy dla mam można stosować przed czwartym miesiącem. W opisie radzą by stosować go do 3 miesięcy po porodzie. Nic nie stoi na przeszkodzie by stosować go dłużej. Kosmetyk ma bardzo fajny skład: olej sojowy, migdałowy, słonecznikowy, jojoba i makadamia i to prawie wszystko.

2. Rękawica do masażu i twarde gąbki.
Sama nie przepadam za takimi torturami i w ciąży ich unikam, ponieważ nie należy zbyt masować sobie brzucha. Jeżeli jednak rozstępy występują w innych miejscach na ciele warto pobudzać je takimi masażami.

3. Masło do ciała po porodzie - ujędrniające Ziaja Mamma Mia
Nie wiem jak tam skład, możliwe że nie najlepszy ale uwielbiam to masło do ciała ponieważ przepięknie pachnie. Zużyłam kilka opakowań po narodzinach synka i już z utęsknieniem czekam aż zacznę się nim smarować po drugiej ciąży :)

Na przetestowanie oczekują:

4. Nivea - Balsam ujędrniający pod prysznic

5. Ziaja multimodeling - Balsam do ciała

6. Eveline dermapharm multi oli na rozstępy i blizny




26 lipca 2015

Zrobiło się monotematycznie ostatnio. A to dlatego, że nadrabiam zaległości. Już przekonałam się niejeden raz zasiadając do opisania wrażeń z porównania filmu i książki, że trzeba to robić jak najszybciej po przeczytaniu książki i obejrzeniu filmu. Niestety wszelkie ciekawe spostrzeżenia, porównania uciekają mi bardzo szybko z głowy jak moje pomysły. Co chwila wymyślam coś nowego co wyrzuca z mojej pamięci niektóre mniej istotne sprawy!

Muszę zatem zamieścić kolejny wpis z tej serii, chyba trzeci z rzędu bo teraz kiedy już odliczamy dni do pojawienia się na świecie naszego maleństwa wielce prawdopodobne jest, że prędzej urodzę niż zapamiętam co myślę o filmie i napiszę o tym po narodzinach maleństwa.



Co myślę? No cóż. Jestem bardzo zadowolona. Książka "Przeminęło z wiatrem" to w tym roku chyba najciekawsza pozycja jaką czytałam, wciągnęła mnie, wzbudziła wiele emocji. Przeżywałam opisaną historię razem z jej bohaterami. Film? Pozwolił mi przeżyć to jeszcze raz. Oczywiście nie było to moje pierwsze spotkanie z filmem, widziałam go już wielokrotnie w telewizji. Oglądałam go jeszcze jako mała dziewczynka. Było to jednak pierwsze spotkanie z filmem po przeczytaniu książki. Więcej już rozumiałam, mogłam lepiej ocenić relacje Scarlett i Rhetta.

W filmie niemal dokładnie odzwierciedlono fabułę książki, troszkę pomajstrowano przy liczbie ciąż Scarlett, ale myślę, że to akurat działa na korzyść filmu :)

Grająca Scarlett Vivien Leigh została idealnie wybrana do tej roli. Aktorka ta miała specyficzną urodę. Kiedy się na nią patrzy w filmie nie można powiedzieć, że jest bajecznie piękna. Ma w sobie coś "nieładnego", zauważyłam to dopiero po lekturze powieści i bardzo pasuje to według mnie do Scarlett. Leigh wspaniale zagrała Scarlett, jej spojrzenia, gesty, mimika twarzy - tak właśnie widziałam Scarlett oczami wyobraźni czytając książkę. Jak dobrze wypadła w tej roli może świadczyć otrzymany Oscar.

Rhett to postać, która nie może istnieć w realnym świecie. Bezbłędnie odczytywał myśli i intencje Scarlett. Czytał z niej jak z otwartej księgi, demaskował jej kłamstwa, chłodno kalkulował jej zamiary. Przy tym był w niej bezgranicznie zakochany a jak wiadomo miłość zaślepia, nie pozwala obiektywnie ocenić drugiej osoby. W filmie w postać Rhetta wcielił się "Król Hollywoodu" Clark Gable. Ja nie jestem specjalnie fanką jego urody, ale kobiety mdlały na jego widok w swoim czasie. W roli Rhetta poradził sobie bardzo dobrze, mnie jednak kilka cech jego wyglądu irytuje, więc nie do końca mnie porwał.


"Przeminęło z wiatrem" nie jest typowym romansem. Historia Scarlett i Rhetta jest co prawda wątkiem wiodącym ale przeplata się z opowieścią o wojnie secesyjnej, przedstawia jak doszło do jej wybuchu, jej przebieg. Myślę, że nawet jest to istotniejszy wątek. Film nie jest tak na tym skoncentrowany. W książce wyraźniej zaznaczone są też wizerunki innych bohaterów - Melanii i Ashleya. W filmie nie do końca. 

Podsumowując, film jest naprawdę bardzo dobry ale książka jest rewelacyjna! Warto poznać je w duecie :)

21 lipca 2015

Znowu serial na podstawie serii książek. Dzisiaj na blat powędrowała produkcja na podstawie niekończącej się chyba serii Charlaine Harris. Ostatni odcinek serialu został wyemitowany niespełna rok temu, z początku oglądałam go na bieżąco, z czasem jednak przestałam, ponieważ zrobił się niesamowicie nudny. Teraz dokończyłam go przy prasowaniu ;) Kilka słów na temat książek i serialu.


Zacznę od serialu, ponieważ z nim się zetknęłam po raz pierwszy. Amerykański serial produkowany przez HBO był emitowany w latach 2008-2014 i obejmował siedem sezonów. Obejrzałam wszystkie 80 odcinków z różnymi wrażeniami. Pierwsze sezony były bardzo wciągające i emocjonujące, pełne zwrotów akcji. Od razu zainteresowało mnie co się dzieje dalej. Dlatego szybko wyszukałam na allegro książki, na podstawie których został nakręcony serial. Seria nie była jeszcze wtedy popularna w Polsce, niewiele części serii było w języku polskim. Bardzo lubię czytać książki po angielsku, dlatego ogromnie się ucieszyłam gdy na imieniny dostałam od Ł. 9 książek tej serii po angielsku. W planach na ten rok mam ponowne ich przeczytanie, zobaczymy jak to wypadnie. Czytanie w oryginale tych książek wymaga nieco więcej czasu i skupienia. Cała akcja dzieje się w Luizjanie, bohaterowie mówią specyficznym dialektem i bywa, że ciężko ich zrozumieć :) 

Fabuła? Cóż, wampiry przede wszystkim. To był chyba największy hit tamtych lat. Sam pomysł jednak jest zupełnie inny. Otóż, wampiry koegzystują z ludźmi. Japońska firma wynalazła syntetyczną krew, dzięki której nie muszą atakować ludzi. 
Główną bohaterką jest Sookie Stackhouse, kelnerka-telepatka. Jej losy skrzyżowały się z wampirem Billem Comptonem. Ich życie to nieustanne dramaty. Cały serial jest bardzo brutalny i pełen mocnych scen, czasem aż niesmaczny. Raczej dla widzów o mocnych nerwach. Główne role odgrywają Anna Paquin jako Sookie, którą polscy widzowie mogą ją kojarzyć z roli Ireny Sendlerowej w filmie "Dzieci Ireny Sendlerowej" i Stephen Moyer jako Bill. Dla żeńskiej publiczności bardzo ważną postacią jest Eric a raczej aktor wcielający się w jego rolę - Alexander Skarsgård praz pojawiający się w dalszych sezonach wilkołak - Joe Manganiello. 

Po siedmiu sezonach zakończono produkcję. Myślę, że bardzo dobrze, bo scenarzyści bardzo popłynęli a serial zrobił się bardzo nudny. A książki? Według danych z polskiej wikipedii w serii ukazało się już 15 książek...

Cykl Sookie Stackhouse (The Southern Vampire Mysteries)
- Martwy aż do zmroku (Dead Until Dark, 2001)
- U martwych w Dallas (Living Dead in Dallas, 2002)
- Klub Martwych (Dead Club, 2003)
- Martwy dla świata (Dead to the World, 2004)
- Martwy jak zimny trup (Dead as a Doornail, 2005)
- Definitywnie martwy (Definitely Dead, 2006)
- Wszyscy martwi razem (All Together Dead, 2007)
- Gorzej niż martwy (From Dead to Worse, 2008)
- Martwy i nieobecny (Dead and Gone, 2009)
- Dotyk Martwych (A Touch of Dead, 2009) (zbiór opowiadań dziejących się w świecie Sookie Stackhouse)
- Martwy w rodzinie (Dead in the Family, 2010)
- Martwy wróg (Dead Reckoning, 2011)
- Pułapka na martwego (Deadlocked, 2012)
- Na zawsze martwy(Dead Ever After (maj 2013)
- After Dead: What Came Next in the World of Sookie Stackhouse (październik 2013) - w Polsce nie została do tej pory wydana

13 książka z tej listy jest zakończeniem serii, dwie kolejne to zbiór opowiadań, forma suplementu do serii.

Nie czytałam wszystkich ale pierwsze sezony serialu były dużo ciekawsze od książek. Często też jeden sezon obejmował więcej niż jedną książkę. Scenarzyści znacząco odbiegali od fabuły książek co wychodziło im przeważnie na plus. Jednak od piątego sezonu serial bardzo podupadł, zrobił się nudny i na siłę. Ogólnie książki są raczej słabe, serial był bardzo fajny ale nie utrzymał poziomu. Raczej nie poleciłabym ani lektury książek ani serialu. 

Co do aktorów w serialu to nie jestem ich fanką, szczególnie męczy mnie główna bohaterka, jakoś tak nie przypadła mi do gustu jej gra aktorska. Panowie też nie są dla mnie zbyt przystojni bo przeważnie są grubo po 30, byli zawsze dla mnie za starzy - nie ma na kim oka zawiesić :) Jedynie Joe Manganiello, jeden z moich ulubieńców, który wcielił się w rolę Alcida ratował dla mnie serial w tym zakresie. 


Zapomniałam o jednym aspekcie, który mnie od samego początku w tym serialu fascynował! To wspomniana na początku Luizjana. Akcja dzieje się w małym miasteczku Bon Temps. W domach ich mieszkańców czas jakby się zatrzymał, wszyscy mówią ze specyficznym akcentem. To miła odmiana od tych wszystkich klimatów LA, NYC, w których jest większość produkcji. Miło było mi zawsze popatrzeć na dziwnie urządzone wnętrza domów bohaterów.




17 lipca 2015

Dawno nie zamieściłam nic w tym cyklu a pisać mam o czym. Ku mojej ogromnej radości właśnie na TVN można zobaczyć ekranizacje książek J.K. Rowling o Harrym Potterze. W tej chwili wyświetlana jest druga część, kolejne będzie można oglądać w kolejne piątki o 20.00. Cieszę się bardzo bo zbiegło się to z moim planem czytania. Jestem zatem świeżo po lekturze tej serii. 

Oczywiście  nie jest to moje pierwsze spotkanie z tym bohaterem. Pierwszy raz czytałam jego przygody w gimnazjum - pierwsze cztery części. Dziś już nie pamiętam czy to dlatego, że jeszcze nie ukazały się kolejne czy też dlatego, że w bibliotece szkolnej były dostępne jedynie te cztery książki. Resztę czytałam już na studiach. Oczywiście bardzo mi się spodobały. Sentyment pozostał mi do dziś, przyjemność z czytania jednak jest już zupełnie inna. Wierzę, że w przyszłości książki o Harrym zafascynują moje dzieci. A teraz kilka słów o filmie.



Seria książek stała się błyskawicznie hitem i bestsellerem. Dlatego kwestią czasu było to kiedy pojawi się w kinach. Mam wrażenie, że to jedna z pierwszych takich kasowych ekranizacji. Pamiętam, że wywołała wiele emocji. No a co ja myślę o filmie? Bardzo mi się podoba! Myślę, że młodzi aktorzy, którzy wcieli się w role Harry'ego Pottera, Hermiony Granger i Rona Weasleya zostali wybrani idealnie! 



Fabuła została niemal w 100% zachowana, scenarzyści dokonali niewielu, mało znaczących zmian. Lubię to. Film ogląda się z przyjemnością, wciąga. Miło jest zobaczyć na ekranie wnętrza Hogwartu, mecze quidditcha, wszystko co widzieliśmy tylko oczami wyobraźni. Jak dla mnie super gratka. 




Niestety oglądanie na tvn to prawdziwy dramat ze względu na reklamy choć przy małym dziecku można nawet docenić reklamy :) Jedną rzeczą, która mnie bardzo denerwuje jest dubbing. Wolę oryginalną wersję językową i napisy. Niestety to film dla dzieci, dlatego dubbing jest tu raczej standardem. Do tego czarodziejskiego świata idealnie pasuje brytyjski akcent, który możemy posłuchać jedynie na DVD. 

Pozdro!

09 lipca 2015

Nigdy bym się nie spodziewała, że w niespełna dwa tygodnie uzbieram "materiał" do kolejnego posta z tego cyklu. Pomysł na jego rozpoczęcie był strzałem w dziesiątkę - moja szafka łazienkowa opróżnia się w zastraszającym tempie. Nawet nie zdawałam sobie sprawy ile mam napoczętych opakowań różnych kosmetyków, próbek. Większość ma jeszcze długie terminy ważności więc mogę (a nawet powinnam!) je spokojnie wykończyć! Nie uniknęłam oczywiście w tym czasie małych zakupów. Testowałam drogerię internetową Rossmana. Do zamówienia, jak to zwykle, zmusiło mnie życie - synkowi kończyły się pieluchy, a właśnie tych rossmanowych Babydream używamy. Najbliższy sklep mamy oddalony o 30km a w te upały bardzo mi się nie uśmiechała wycieczka na zakupy. Przy okazji przejrzałam promocje i oczywiście kilka rzeczy mnie skusiło, oczywiście niezbędnych!!! :) 

Jeśli chodzi o zamawianie w drogerii internetowej Rossmann - sama strona jest paskudna, niewygodna i nie ma wszystkich dostępnych w sklepach produktów, niestety. Proces zapłaty za zamówienie również jest trochę niewygodny, choć ma swoje plusy - po złożonym zamówieniu musimy odczekać na maila z informacją czy produkty są dostępne i dopiero wtedy możemy zapłacić za zamówienie. Trochę to dziwne. Złożyłam zamówienie o 16, o 17 zapłaciłam a o 21 dostałam maila z informacją, że zamówienie jest uszykowane do wysyłki. Następnego dnia o 13 kurier zadzwonił do drzwi! Ogromny plus za czas realizacji zamówienia. 

Dostępnych jest trzy rodzaje sposobu odbioru zamówionych produktów - odbiór osobisty w wybranej drogerii za 0zł, odbiór osobisty na wybranych stacjach ORLEN za 10zł/paczka i wysyłka kurierem 13zł/paczka - to ceny przy przedpłacie. Jeżeli nasze zamówienie będzie przekraczało jedną paczkę płaci się za kolejną paczkę 13zł. Musiałam przez to trochę ograniczyć zakupy :( Pieluchy zajmowały bardzo dużą część paczki, udało mi się zamówić dwie paczki pieluch plus trochę kosmetyków. 

Na pewno będę jeszcze korzystała z tej formy zakupów w Rossmannie :)

Dzisiejsze wykorzystane opakowania:



1. SunOzon Sonnenmilch Mleczko do opalania 20SPF ochrona średnia.
Bardzo lubię kosmetyki przeciwsłoneczne z Rossmanna! Szczególnie mleczko do opalania, pięknie pachnie. Ochrona na poziomie 20SPF to raczej słaby bloker, ale w ostatnich upałach nie wychodziłam za bardzo w pełne słońce, jedynie przechodziłam między domem a cieniem w ogrodzie dlatego przyjęłam, że taka mi wystarczy i rzeczywiście nie spaliłam się :) Gdybym planowała opalanie mam w szafie wyższy filtr.

2. Satin feel. Shaving gel for women. Sensitive.
Poszukiwania zastępcy żelu do golenia z Cien trwają. Ten żel spisał się dość dobrze. Nie jestem w pełni zadowolona, może przez kiepskie maszynki :( Wrócę jeszcze do tego produktu bo na dzień dzisiejszy to numer jeden.

3. Naturalny krem oliwkowy. Lekka formuła.
Kiedyś był moim hitem, dziś po wypróbowaniu kilku nowych ta "lekka formuła" stała się jednak nieco za ciężka dla mnie. Stosuję go również przy synku bo może być używany od 3 m-ca życia.

4. Ziaja. Uniwersalny płyn do demakijażu. 
Kilka lat temu używałam tylko takie płyny. Ten zużyłam w połowie, w lipcu kończył się termin ważności więc go wylałam. Nie zmywał dobrze maskary, trzeba było mocno trzeć oko, podrażniał mnie. Przerzuciłam się na mleczka. Ładnie pachnie!

5. Adidas. Floral dream body fragnance.
Spray naturalny do ciała o kwiatowym zapachu. Sama go wybrałam o dziwo, bo nie przepadam za kwiatowymi zapachami. Bardzo go lubię i już tęsknię! Na pewno kupię kolejne opakowanie.

6. Advance Techiques AVON - spray nabłyszczający do włosów.
Kolejny produkt, któremu skończył się termin ważności. Szkoda było go wyrzucić a nie sprawdzał się zupełnie. Oczywiście nabłyszczał włosy. Tak nabłyszczał jakby 5 dni nie były myte. Dlatego nie używałam go zbyt często.

7. Cien. Massage oil.
Kupiony pod wpływem nieokreślonego impulsu (promocja, nuda? nie wiem do dziś). Kwiatowy zapach, którego przed zakupem nie sprawdziłam z miejsca go wyeliminował z użycia. Poziom zużycia widać na zdjęciu. Przeterminował się, dlatego musiał wylądować w koszu. I dlatego, że mnie mąż nie chciał masować!

8. Lakier do paznokci do french manicure. AVON
Bardzo lubię lakiery z avon, miałam ich sporo, mama również. Wydajne, dobrze się nimi maluje, pędzelki są bardzo wygodne, długo trzymają się na paznokciach. Nie narzekałam nigdy. Ten był kupiony w komplecie z białym i paskami do frencha. Nie wiem czy jeszcze są w katalogach.

9. Lakier Lovely
Ten też służył mi długo i dobrze. Był już stary i ciężko było pędzelkiem dotrzeć do zawartości więc trzeba go było pożegnać.

10. Ostatnia maszynka Cien.
Ryczę i smarkam :( Były najlepsze jakie miałam, ostrza nie zapychały się od pianki/żelu... Tęsknię!

11. Ziaja Mamma. Ginekologiczny płyn do higieny intymnej polecany dla kobiet w ciąży i po porodzie.
W aptece internetowej, w której robię zakupy najczęściej dokładanymi do zamówienia próbkami są te od firmy ziaja. Bardzo często pod wpływem tych próbek wybieram ich produkty. Ten płyn bardzo, bardzo mi się spodobał. Pięknie pachnie i dobrze myje. Na pewno się na niego skuszę w przyszłości nawet po ciąży.

12. Ziaja Liście zielonej oliwki. Skoncentrowany krem foto-ochronny 20SPF
Mam jeszcze kilka opakowań próbek i użyje je z przyjemnością. Krem ładnie pachnie, ma przyjemną konsystencję, dobrze się wchłania. Z opisu można używać go pod makijaż.

13. Ziaja SOPOT. Rozświetlanie - krem opalizujący cena sucha i mieszana.
Ciężko mi powiedzieć po próbce czy rzeczywiście działa opalizująco. Zużyłam ją na dwa razy, przyjemnie pachniała, ładnie się rozsmarowała. Ciężko stwierdzić coś więcej. Mam podobny krem z serii SOPOT i nie jestem nim zachwycona bo po kilku dniach stosowania robię się nienaturalnie marchewkowa więc pewnie wyląduje w końcu w Happy Endzie ale jako produkt przeterminowany :(


A poniżej kilka moich nowych nabytków z zamówienia w rossmannie. Jeszcze ich nie zaczęłam używać, więc nieprędko znajdą się w tym cyklu.


06 lipca 2015

Ta daaam! Werble! Jest, gotowy, ukończony. Długo mi to zajęło, przede wszystkim z braku czasu (uniwersalna wymówka). Samo dzierganie nie zajęło mi aż tak wiele czasu, gdyby to w sumie policzyć. Chyba złożenie śpiworka w całość zajęło więcej :) Oto moje dzieło, czeka już na małą księżniczkę. Wskazówki jak wykonać taki śpiworek - znajdziecie tutaj!



Nie jestem do końca zadowolona z niego, z czego konkretnie to się nie przyznam :) Jest to największa udziergana przeze mnie do tej pory rzecz, więc jestem z siebie dumna :) 

04 lipca 2015

Cóż, dziecko szaleje coraz więcej. Nie ma czasu na czytanie. Ach, te piękne czasy kiedy malutki leżał sobie w wózku a mamusia w hamaku z książką w ręce. Odeszły bezpowrotnie i już taki czas nie powtórzy się zbyt szybko. A za chwilę drugi bobasek będzie leżał w wózeczku ale mamusia nie poleży w tym czasie w hamaku tylko będzie biegała za starszaczkiem :) Dlatego druga połowa tego roku pod względem czytelniczym pewnie wypadnie bardzo słabo. Pokazują to już ostatnie wyniki. Dzidzia jeszcze się nie pojawiła na świecie a w związku z przygotowaniami na jej przybycie już nie starcza czasu na uzupełnianie centymetrów. :) Z każdego wyniku będę jednak zadowolona, ponieważ czytanie samo w sobie jest tu ważne. Oto mój wynik w czerwcu: 5cm :) Minęło pół roku wyzwania, do przeczytania mam 171cm, powinnam teoretycznie mieć już przeczytane blisko 90cm. Niestety, brakuje mi do tego wyniku bardzo dużo. Może lipiec okaże się bardziej owocny. Znowu TEORETYCZNIE powinnam trochę się oszczędzać, mniej biegać za juniorem, więcej polegiwać i chować się przed słoneczkiem. Praktycznie? To niemożliwe, chyba bym oszalała :)


W czerwcu na blacie znalazł się Harry Potter J.K. Rowling. Oczywiście nie było to moje pierwsze spotkanie z tym bohaterem. Czytałam jego przygody już kilkukrotnie, to chyba jedna z pierwszych serii książek, dla których zarywałam nockę (kilka lat temu, w gimnazjum, w tygodniu!). Prawdę powiedziawszy zaplanowałam sobie, że przeczytam całą serię w czerwcu jednak dosiadłam się dopiero w ostatnim tygodniu miesiąca do czytania, zbrakło mi czasu wcześniej. Dlatego tylko dwie części. Kończę pisanie bo lecę kończyć trzecią część przygód Harry'ego a drzemka syna ma ograniczony czas :)

Przeczytaj tyle, ile masz wzrostu:
Start: 1 stycznia 2015r.
Wynik: 55 cm
Zostało: 116 cm

Przeczytaj 52 książki w roku - 22/52

01 lipca 2015

Bardzo kosmetycznie i paznokciowo się tu zrobiło ostatnio. Czas pokazać coś z działu DIY. Falbany maskujące na łóżeczko podobały mi się odkąd zobaczyłam je po raz pierwszy przy poszukiwaniu łóżeczka dla synka. Do tego baldachim choć powszechnie bardzo krytykowany ze względu na to, że jest zbieraczem kurzu. Ja uważam je za urocze, szczególnie dla małej księżniczki. Ale dziś na temat falbany, której zasadność można również poprzeć swoimi maskującymi właściwościami - możemy za nią schować np. czekający na swój moment wózek spacerowy. Podczas przeglądania pięknych bajkowych pokoików wpadł mi do głowy pomysł by taką falbanę wykonać samodzielnie. Nie wiedziałam jak ona wygląda na żywo, sama wydedukowałam własną koncepcję, okazuje się że całkiem inną niż sklepową. Moja jest za to bardziej funkcjonalna. W późniejszym czasie obejrzałam falbany w sklepie dziecięcym - jest to takie duże prześcieradełko zakładane na materac ze zwisającym pasmem materiału po bokach. Moja jest nieco inna. 



Do wykonania mojej falbany potrzeba:
40-50cm szerokości pas materiału, długość zależy od waszego łóżeczka, musi być z pół metra dłuższy niż długość łóżeczka,
taśma do firan długości pasa materiału,
tasiemka satynowa ok 1m
maszyna do szycia.

Mój pas materiału pochodzi jeszcze z wykonanej przeze mnie ozdoby za parą młodą. Muszę się tym też kiedyś pochwalić bo wyszło mi super. Falbanę uszyłam w poprzedniej ciąży, schowałam kiedy nie była potrzebna już przy synku i wyjęłam teraz dla córci. 
Przygotowany pas materiału obszywamy z każdej strony aby się nie strzępił. Do jednego długiego boku przyszywamy taśmę do firan, w kilku miejscach (ja w 5) doszywamy po dwa 10cm kawałki tasiemki do przywiązania falbanki. Ściągamy taśmę do firan, dopasowujemy długość falbany do łóżeczka, związujemy sznureczki. Przywiązujemy falbanę do żeber łóżeczka, dopasowujemy długość. Gdy jest za długa możemy ją wsunąć głębiej pod materac, ładnie zakryje nam też ewentualne niedoskonałości przy obszyciu taśmy. Dzięki temu pasuje zarówno na pierwszym jak i drugim poziomie łóżeczka.
Moja falbanka sięga do dolnego brzegu boku łóżeczka.


30 czerwca 2015

Kusiło mnie już wiele boxów. Nigdy się jednak nie decydowałam na zakup ani abonament pudełek niespodzianek z kosmetykami. Jakiś wewnętrzny głos rozsądku podpowiada mi zawsze, że skoro trudno idzie mi zużywanie kosmetyków, które kupuję świadomie w sklepie po obejrzeniu opakowania, powąchaniu zawartości to zakup kota w worku będzie tylko stratą pieniędzy. Dlaczego zdecydowałam się na ten box? Ponieważ znałam jego zawartość w momencie składania zamówienia, nie wiąże się z regularnym zamawianiem innych boxów i miał świetną cenę. Poza tym ten zestaw produktów to podstawowe kosmetyki, łatwe do zużycia w krótkim czasie. Miałam obawy co do terminu ważności niektórych produktów, okazały się słuszne. 

Gdzie znaleźć F&L boxy?


Co znajdowało się w boxie?




  • Hipoalergiczny krem - żel do opuchniętych nóg i stóp DZIDZIUŚ dla mamy , 200 ml+ żel pod prysznic, 250 ml
  • Balsam przeciw rozstepom DZIDZIUŚ, 200 ml+ żel pod prysznic, 250 ml
  • Hipoalergiczny żel do mycia butelek niemowlęcych oraz artykułów dla dzieci DZIDZIUŚ, 500 ml
  • Hipoalergiczny krem przeciw odparzeniom DZIDZIUŚ, 100 ml
  • Hipoalergiczne mydło w płynie DZIDZIUŚ  z olejkiem migdałowym, 300 ml
  • Płyn ginekologiczny DZIDZIUŚ dla mamy 300 ml + żel pod prysznic, 250 ml
  • najnowszy numer magazynu Face&Look
Cena?

39,99 PLN (w tym wliczone zostały już koszty przesyłki)

Czas oczekiwania na przesyłkę?

Błyskawiczny! Zamawiałam w długi weekend majowy, nie dość, że dostałam odpowiedź z portalu w dzień wolny od pracy to przesłali mi box zaraz w poniedziałek, więc we wtorek miałam go już w domu (przesyłka kurierska).

Moje wrażenia?

Robiąc zakupy w drogerii na pewno nie wybrałabym z półki produktów "Dzidziuś". W pierwszej ciąży naczytałam się o tym, że warto by mama po porodzie stosowała kosmetyki hipoalergiczne aby nie wystawiać dziecka na chemię, zapachy. Oczywiście zastosowałam się do tego, zakupiłam żele z Białego Jelenia. Byłam z nich bardzo niezadowolona ze względu na to, że zostawiały skórę nieprzyjemnie suchą i jednocześnie lepką, jakby się nie do końca spłukały. Miałam zatem obawy, że z żelami Dzidziusia będzie podobnie bo słyszałam, że to ta sama firma. Nie sprawdziłam tego jednak. Jeśli chodzi o żele z boxa - były aż trzy z czego dwa mają termin ważności do 17.07.2015 r. z całą pewnością nie zdążę ich zużyć w tym terminie, ciągle jestem w połowie pierwszego opakowania - pierwsze rozczarowanie. Gdyby nie to, że są to żele otagowane wyraźnie jako żele dla kobiet w ciąży i po porodzie może namówiłabym kogoś z rodziny na pomoc z zużyciu ich, ale nie znajdę chętnych na bank. A wiadomo, że z przeterminowanymi kosmetykami, zwłaszcza w ciąży lepiej nie eksperymentować. Jeśli chodzi o sam żel, konsystencja jest ok, nie zostawiają na skórze takiego nieprzyjemnego uczucia jak żele z Białego Jelenia ale zapach bardzo mi się nie podoba. Nie wiem do czego mogłabym go porównać. Może do szarego mydła? Pozostałe kosmetyki mają akceptowalny termin ważności, płyn do higieny intymnej jest ważny chyba do października, ale to odpowiedni czas bym go zużyła. Pozostałe kosmetyki mają jeszcze dobry rok ważności. Nie wszystko testowałam bo krem na odparzenia i płyn do naczyń zostawiłam dla dzidziusia, mydło w płynie zużywa aktualnie synek, żel na opuchnięte stopy stosowałam zapobiegawczo kilka razy, zostawiam go również na czas po porodzie, ponieważ z synkiem miałam bardzo opuchnięte stopy przez kilka dni, liczę że żel przyniesie mi ulgę. Krem na rozstępy już zużyłam i opisałam z poprzednim poście
Wszystkie kosmetyki były zapakowane w bardzo estetycznym pudełku, które można wykorzystać w domu do przechowywania np. listów, zdjęć.

Co jakiś czas wracam na stronę F&L i oglądam boxy, miałam chrapkę na jeden ale już się wyprzedały. Myślę, że jeszcze coś z tej strony zamówię, bo nie przemawia do mnie idea kupowania kosmetyków w ciemno jak np. glossy boxy. Ponadto w innych boxach często wkładane są może i ekskluzywne produkty ale w wersji mini, tu mamy pełne wersje produktów w naprawdę przystępnej cenie :)